Gorce były tak naprawdę naszą pierwszą wielodniową wędrówką razem z dzieckiem. Wcześniejsze wycieczki, choć ambitne m.in. ze względu na wyższe i bardziej eksponowane szczyty, często połączone z wielogodzinną wędrówką z dzieckiem, na początku w nosidełku, później na własnych nogach, to wszystko tzw. wypady jednodniowe.
Tym razem jednak, chcieliśmy w końcu wybrać się wszyscy na dłużej w góry.
Pogoda nas nie dopieszczała – było momentami pięknie, ale było też mokro i burzowo – takie uroki lipcowych wędrówek po górach, ale najważniejsze, że udało się przeżyć wspólną przygodę. Czyli to, co w naszej ocenie najważniejsze we wspólnym, rodzinnym wędrowaniu po górach!
Gorce, to nie tylko pasmo górskie, to niezwykła kraina geograficzna – piękna, urokliwa z zachwycająca przyrodą. Mało kto wie, że na terenie Gorców można spotkać dziki, jelenie, sarny, wydry, borsuki, rysie, orły, puchacze, sóweczki i wiele gatunków innych zwierząt.
Dzień pierwszy: Nowy Targ – Turbacz
Nasza wyprawa w swoim założeniu zakładała przejście dość popularnej trasy od Nowego Targu przez Turbacz do Rabki. Oczywiście przy ambitnym chodzeniu po górach można zrobić tą trasę bez dodatkowych przystanków w jeden, długi dzień.
Tutaj chodziło jednak o coś więcej – o klimat schroniska, nocowania w warunkach typowo turystycznych oraz właśnie o te dodatkowe przystanki, nazwijmy jest przyrodniczo – krajobrazowe. Miejsca których na naszej drodze było wiele, zachwycające przyrodą i swoim klimatem.
Dlatego pierwszy dzień to prosty, łatwo i stosunkowo krótki szlak z Nowego Targu z tzw. Oleksówki (Kowaniec), gdzie jeżeli ktoś nie jest mobilny łatwo dojechać z centrum Nowego Targu busami czy tzw. MPK. Jest to idealny szlak na rozgrzewkę, oswojenie się w nowymi butami czy wybadanie kondycji po dłuższej przerwie w górskim wędrowaniu.
Po drodze podążających żółtym szlakiem zrobiliśmy krótki postój przy Kaplicy Pw. Matki Boskiej Królowej Gorców.
Nocleg w schronisku z dzieckiem – praktycznie?!
Schronisko PTTK na Turbaczu (wg. stanu na 2018 rok) nie jest tanie, dobrze jest wybierając się na kilka nocy wyposażyć się jednak w tzw. suchy prowiant lub to co za pomocą dostępnego wrzątku można samodzielne przygotować. Wiadomo, że schroniska w ogóle nie są tanie – ale są drogie i droższe – zdecydowanie to było „droższe”.
Warunki turystyczne jak to w schronisku, spełniają swoją rolę, czyli dają schronienie. Za taką samą cenę można u podnóża mieć wygodny pokój z łazienką, balkonem i ładnym widokiem – ale w górach i wędrowaniu nie o wygody chodzi, ale o przygody. Więc dziury w podłodze, nocne imprezy, wspólne grupowe prysznice czy zatkane toalety też są podróżniczą przygodą.
Jeżeli macie swoje śpiwory też je warto zabrać, jak już mamy w czymś leżeć, wolimy w tym co znamy i wzbudza nasze zaufanie.
Dzień drugi: Turbacz – Rezerwat Dolina Łopusznej – Polana Jaworzyna Kamienicka – Turbacz
Rezerwat Dolina Łopusznej położony jest na południowo – wschodniej stronie Turbacza, przecina go czerwony szlak – Główny Szlak Beskidzki – na tym odcinku idący od schroniska na Turbaczu w kierunku Kiczory i dalej do Kierunku Krościenka.
O tym, że mamy do czynienia z Rezerwatem przyrody informuje nas niepozorna tablica umieszczona przy szlaku – dla jednych brama do świata przyrody, a dla innych niezauważony element krajobrazu w pogoni za szlakiem.
Z obserwacji „ruchu turystycznego”, śmiało można stwierdzić, że niestety świadomość, iż dotykamy przyrody jest wśród turystów minimalna. Mało kto zwraca uwagę na jej piękno w tym miejscu, wiele osób za to „zasuwa” ambitnym krokiem w kierunku schroniska lub wędruje na wschód, nawet nie rozglądając się za bardzo dookoła siebie. Trochę szkoda, ponieważ rezerwat Dolina Łopusznej jest jednym z niewielu, bo tylko trzech Gorczańskich rezerwatów.
To co w bardzo dużym stopniu charakteryzuje to miejsce to piękno natury. Miejscami smutny widok powalonych drzew, ale z drugiej strony piękne, że to właśnie natura sama sobie reguluje tutaj tempo życia, sama mówi kiedy nadchodzi kres, a kiedy chce się odrodzić.
Oczywiście nie polecamy nikomu schodzenia ze szlaku i włóczenia się po rezerwacie – w taki sposób zwyczajnie przyczynami się do jego niszczenia. Natomiast bardzo chcemy Was zachęcić do zatrzymania się będąc kiedyś na szlaku w tym rejonie i rozejrzenia dookoła, bez pospiechu, który nie jest sprzymierzeńcem zachwytu przyrodą.
Polana Jaworzyna Kamienicka
Polana Jaworzyna Kamienicka to jedno z bardziej urokliwych miejsc w całych Gorcach, z pięknym widokiem na wschód. Dla wielu cel wycieczek i miejsce bardzo magiczne- słusznie przez turystów nazwana najpiękniejszą Gorczańska polaną.
Właśnie tutaj możemy oglądać pasmo Beskidu Wyspowego i Sądeckiego, bez trudu dostrzegając takie szczyty jak Kudłoń czy Gorc.
Polana jest obecnie decyzją Gorczańskiego Parku Narodowego koszona, co ma tyle samo plusów ile minusów. Do plusów można zaliczyć, że dzięki temu ma estetyczny wygląd i szanse na zachowanie statusu polany za kilkanaście lat, a nie drzewostanu.
Wycieczkę na Polanę Jaworzyna Kamienicka proponujemy zrobić będąc w schronisku na Turbaczu, skąd w godzinkę idąc przyjemnym tempem dochodzimy do celu. A w sezonie można się tutaj najeść malinami i borówkami 😉
Nadal dzień drugi: Ołtarz we mgle
Idąc od schroniska na Turbaczu w kierunku jego czoła, mniej więcej w połowie drogi, czyli po jakiś 10 minutach dochodzimy do „sławnego” ołtarza. Obecny ołtarz to oczywiście budowla symboliczna, która powstała w miejscu dawnego szałasu – stąd nazwa „Szałasowy Ołtarza” – w którym dawno temu ówczesny ksiądz Karol Wojtyła będąc z młodzieżą odprawił Mszę przodem do ludzi, co było w latach pięćdziesiątych dopiero planowaną reformą liturgii.
My mieliśmy to szczęście, że na krótki spacer wybraliśmy się pomiędzy potężną burzą, którą przeczekaliśmy w schronisku, a wieczornym deszczem – jednym słowem wszystkim polecamy doświadczać krajobrazu okolic Turbacza spowitego mgłami o zachodzie słońca.
Dzień trzeci: Z Turbacza do Rabki-Zdrój
Ostatni dzień (jak się potem okazało, wcale nie ostatni), najdłuższa trasa – swoisty test wytrzymałości dla 5,5 latka to odcinek z Turbacza, przez Stare Wierchy, bacówkę na Maciejowej do centrum Rabki. Odcinek prawie 16 km. Dał radę! (My też!)
Szlak piękny, jak całe Gorce zachwycający roślinnością i krajobrazami. W Rabce dzięki uprzejmości znajomych mieliśmy zapewniony transport do Nowego Targu, gdzie poza naszym samochodem czekał na nas pyszny, domowy obiad.
Czy na tym można zakończyć wycieczkę? Wiadomo, że nie! Szybki rekonesans w internecie i mamy nocleg w Zubrzycy Górnej. Łatwo nie było, wiadomo, że na jedną noc nikt nie chce brać turystów, którzy w dodatku nie chcą warunków apartamentowych, za to chcą tanio, przyjadą późno, a wyjadą zaraz po wschodzie słońca i nie chcą śniadania w pakiecie. Jednak są wyjątki.
Bardzo serdecznie polecamy Wam w Zubrzycy Górnej pokoje gościnne Za Borem (Zubrzyca Górna 358, http://www.zaborem.pl/ ). Nie ma tutaj żadnej reklamy, ani ten zapis nie jest w żaden sposób sponsorowany! Po prostu byliśmy bardzo miło zaskoczeni ogromną gościnnością, bardzo miłą obsługą, pomimo konieczności przygotowania dla nas pokoju tylko na jedną noc, jak i ceną – która była bardzo atrakcyjna. Zasługuje tutaj na zaznaczenie naprawę wysoki standard pokoi, które są wyposażone w to co powinny. Jest niekrępujący dostęp do czajnika, jest lodówka, wygodne łóżka, plac zabaw dla dzieci i dużo zielonego terenu przed budynkiem.
A wszystko po to, żeby „się ogarnąć” i następnego dnia rano móc ruszyć na dobrze nam już znaną z wcześniejszych wyjść Królową Beskidów, Niepogody i jedną z najbardziej kapryśnych Królowych jakie istnieją, czyli Babią Górę.
Dzień czwarty: Babia Góra / Diablak
Z Przełęczy Krowiarki przez Sokolice na Diablak, następnie przez przełącz Brona i schronisko na Markowych Szczawinach na Krowiarki.
Trasa chyba jedna z najbardziej klasycznych, ale biorąc pod uwagę konieczność zejścia do punktu startu przez uwiązanie się samochodem była to jedyna słuszna trasa.
Tym razem nasza „Królowa” była bardzo łaskawa, nie zaskoczyła nas jak podczas poprzednich wyjść (jeszcze bez dziecka) wiatrem o prędkości 140km/h, widocznością na 2 metry i burzą śnieżną.
Było zwyczajnie, aż może trochę nudno?! Było pięknie, słonecznie, bezwietrznie, bez kropli deszczu na horyzoncie – wyjątkowo spokojnie.
Kończąc tą kilku dniową przygodę na pytanie, czy byliśmy zmęczeni szczerze odpowiemy, że tak! Czy szlibyśmy dalej, tak!
Na pewno opisane trasy są do zrobienia z dzieckiem w wieku 5 lat, które chodzi i chce chodzić w góry! – ważne tutaj by pamiętać, że wycieczka z dzieckiem w góry ma być przygodą i frajdą nie tylko dla nas, ale przede wszystkich dla dziecka!
Wszyscy chodzimy po górach, bo chcemy, bo możemy, wszyscy traktujemy to jako pasję, zainteresowanie światem przyrody i chęć ciągłego odkrywania świata.
Taka wycieczka może zastąpić kilkanaście lekcji geografii, biologi, przyrody czy nawet fizyki – nie namawiamy Was i Waszych dzieci do wagarów, ale może lepiej właśnie tak poznawać świat zwierząt i roślin niż zasypiając w szkolnej ławce z nudów – jest to niewątpliwa zaleta i korzyść tzw. „homeschoolingu”.